Archiwum 25 stycznia 2007


sty 25 2007 Slowa i nieporozumienia
Komentarze: 0

Oby nie zamknac sobie nigdzie drog zbyt pohopnie, ze nie ustalic okropnie stalych pogladow. By wiedziec, ze  to wszytsko jest dane lub narzucone (jak kto woli), z zewnatrz od innych ludzi od swiata, przypadku. Ze to wplywa. Slowa, slowa szczegolnie. Tyle, ze im dalej tym jest sie coraz bardziej po drugiej stronie slow. Co najtrudniejsze, to to ze jesli sie chce rozwijac i niezamykac dla bezpieczenstwa to trzeba tam isc wciaz dalej, potem powracac odnajdywac nowe znaczenia, przyjmowac tez to co swiat niesie, co zaskakuje za rogiem, u nowopoznanego w swiecie. Jezyk, nowy, odgrzewany, stary. Potem stanac przed dzieckiem i mozesz z nim sie cofnac do czasu gdy slowa mialy inny sens (czasem ten, ktory nadawal im ten kto po prostu mowil-), dzieciaki czasem tak urzekaja. Chociaz wiesz Boze, ze nie bylo latwo. Nie bylo latwo ze wszystkigo rezygnowac, utrzymywac, ze nic nie jest moje.Z niczym sie nie identyfikowac. Do niczego sie nie przyznawac. To bylo troche nieludzkie. Ale taka byla cena utrzymywania w rekac jakiejkolwiek prawdy, ktorej pragnelam nad zycie. Nie potrafilam inaczej. Kierowalam sie glownie rozumem i tylko tym co pewne i sprawdzone. Jednoznaczne. Dlatego slowa byly obce i nigdy im nie wierzylam, To sa przeciez symbole, wieloznaczne. I do tego ich znaczenie sie zmienia w zaleznosci jak je polaczysz, gdzie je wypowiesz, komu. I tak wydaje sie na progu wejscia w zycie, ze chyba nie ma sensu szukac prawdy jesli wszystko jest wzgledne. Moze na poczatek dobrze jest powiedziec, by szukac jej dla siebie, by w cokolwiek wierzac, by czegokolwiek sie trzymajac byc bardziej wiarygodnym.

Z innej beczki. Ostatnio watpie w to po co ja mam rozumiec drugiego czlowieka; co z tym fantem zrobic? Wtapie z nadzieja na rozjasnienie i powrot silniejsza na "wlasciwa" droge, czyli te, ze jednak warto. Pracuje z Chinka (w Paryskiej piekarni). Sa z nia rozne problemy. Ona ma swoje zle oceny ludzi. Bo w drugim musi sie zawsze znalesc cos co sie nie podoba. Ja mam z nia rozne spiecia. Po pierwsze slabo mowi po francusku (jestesmy we Francji:). Ma taki sposob, ze nie slucha czlowieka tylko wylapuje slowka, ktore zna i na ich odstawie odpowiada to co wie. W sumie to nicy dobry sposob. Sposob przetrwania. Tylko ona jest tu od ok 6 lat i zasob slow jej sie nie zwieksza, a ni wiedza, ktora w odpowiedzi wydaje na swiat jest ograniczona. Wszystko mniej wiecej wyglada tak;                                                        Klijent pyta mnie z czego zrobiony jest jakis produkt? Ja nie wiedzac pytam sie jej. Juz zaczynajac mowic, widze, ze nie slucha, jak swidruje mnie oczami i czeka na znane slowo. A! jest! Zlapala "chleb"! Jeszcze nie zdaze dokonczyc odpowiada : "2, 40 euro!". Nie! -mowie. Pytam sie z czego jest zrobiony?             ona: "3328!"- co oznacza czterocyfrowy kod, ktorego znajomosc jest niezbedna by skasowac klienta:)                                                               Ale nie daje za wygrana"Nie!- nie o to mi chodzi! co jest w srodku?!!"- juz ledwo wytrzymuje. Kolejka narasta, a nad glownym wejsciem wisi szyld "Szybka obsluga"                          "Aaaaa w srodku!" (jest! doszlo:)!

"A to nie wiem"-odpowiada. I tak zazwyczaj wyglada kazda rozmowa. Pytam sie o ktorej mam isc na przerwe, ona odpowiada, ze sklep zamykamy o 20;00. Pytam co zrobic z napojami, ona na mnie krzyczy, bo po mojej pozie chyba zrozumiala, ze chce je zostawic tam gdzie stoje. I tak z prawie wszystkim.A! i jest jeszcze ta sprawa, ze ja tez czasem nie rozumie. Tak to jest jak Chinka i Polka rozmawiaja po francusku:) Chyba z tego zamieszania przestalam jej sluchac w ogole uznajac, ze czescij wiem lepiej (mimo, ze ona jest troche moja przeloona). Moze to moj blad. Bo poszlam po najlatwiejszej lini oporu. I dzisiaj dostalam za swoje, bo poskarzyla sie menadzerowi:) A co do rozumienia, to po prostu wkurza mnie, dlaczego ja mam ja rozumiec, a ona ani na rozumienie sytuacji, na widzenie w tym wszystkim siebie, na slyszenie tego co ona robi i widzenie tego co robi to jej nie stac. Najsmieszniejsze, ze stac ja wtedy, jak jest sie dla niej milym lub spokojnym. Tyle, ze ona sama nie laczy faktow, nie uczy sie. Uczy sie jedynie w danej chwili, moze sie przyznac wtedy do bledu nawet, ale zadnych wnioskow na potem. Wszystko ulega amnezji i kazda sytuacja jest jakby nowa. Sa ludzie, ktorzy maja wtedy przynajmniej jakies skrupuly i uznaja wlasna wine, czy sa swiadomi, wlasnych brakow (nie zeby sie dolowac, ale zeby nie byc idiota i uwzgledniac to, ze oprocz zlej woli czy racji jednej czy drugiej strony istnieje jeszcze zbyt duzo innych zaleznosci). No i poskarzyla sie. Przeciez, tak robia dzieci. Swoja droga atmosfera w tej piekarni (to nie jest zwykla piekarnia- bogata dzielnica i bogaci klienci i turysci), jest dziwna. Sprobuje, to potem opisac, ale ogolnie to szefowa jest  bezdzietna kobieta mieszkajaca z psem i ta piekarnia to chba jej sens zycia. Nas traktuje jak niedorozwinietych czasem. Poza tym jest okropna manipulatorka, urzywa zrzucania poczucia winy i odpowiedialnsci na wszystkich chyba tez tak na wszelki wypadek. (czasem na prawde przybiera to dziwne formy -szczegolnie widac to w reakcjach pracownikow). CZasem wydaje mi sei, ze chce mimochodem stworyc w innych poczucie zytniej odpowiedzialnosci, zeby ja wreczali i w sumie tak sie dzieje.

trampolina : :