A i co tam,
To swiat jest wciaz najwiekszym spektaklem. To swiatem tym ktory jest ZAWSZE wokol moge zyc, zadziwiac sie, wciagac jego zapach.
Teatr pokazuje jakas idee, dzialanie czego, jakas nitke, sens ktory przeplata sie z innymi i ktorym warto lub nie warto podazac. Tak zwyczajnie patrzac na swiat czasem tego nie widzimy, ale dzieki sztuce mozna wiecej zobaczyc, wiecej bardzij swiadomie moze i moze tez zadzialac, wspoldzialac lepiej ze swiatem. I jego Duchem.
Tylko jest w tym troche pulapek, zeby nie dac sie w nie zlapac trzeba byc zawsze uwaznym na zmienne i lekkostale sprawy w rzeczywistosci. Niekonkretne, ale te ktore po prostu sa.
Sztuka nie moze byc wazniejsza niz zycie, niz czlowiek, bo sztuka jest o czlowieku, o zyciu. Z niego zawsze bierze ispiracje i zrodlo. Sama w sobie jest np. kawalkiem drewna, szmaty i jakis kolorowych porozmazywanych tluszczy na plotnie. W sztuke mozna czasem uciec od zycia. Uf, we wszystko mozna.
Mowia, ze sztuka nie sluzy. Gdzies i Przybyszewski tak pisal (Confiteor). Rozumie, ze nie wolno jej naginac, szczegolnie nieswiadomie. Sztuka jest blisko (s)tworcy, jej poczatek jest tam gdzie rzeczy jeszcze nie sa okreslone, ze rzeczy sa elementami wiekszej calosci.