Komentarze: 1
Ciagle jeszcze waham sie miedzy tym, by wierzyc, a zeby sprawdzac. Sprawdzam patrze jest sledze z nadzieja, ze to jest ktos w kogo warto calkowicie uwierzyc, ktos komu mozna calkowicie sie powierzyc i zaufac, kogo mozna kochac,
I wciaz sie zawodze. Tak jak kiedys pisalam; "Nie wierze w ludzi ich upadki sa zbyt czeste." No i tak mialam racje. Ale w jakim sensie? W takim, ze byla to wiara w to co widze. A to co widze, slysze jest coraz mniej napawaace nadzieja. W tym wszystkim musi sie znalesc miejsce na inna wiare. Wiare mimo wszystko, i chyba za kazdym razem znowu, od nowa. Cos moze sie udac, polepszyc. I znowu wszystko moze runac. Czy mam prawo sie poddac? Oczywiscie, ze tak. Ale mam tez prawo sobie poradzic, wstac. Jestem w koncu wolnym czlowiekiem. Ktos powiedzial, ze wiara to chodzenie powodzie i w extremalnym sensie Tak. A ten sens extremalny zawiera sie, musi sie zawierac w kazdym gescie zaufania. Bo przeciez nikt nie zna przyszlosci. Jesli wezmiesz to zalozenie i pomyslisz o wszystkich mozliwosciach jakie moga pokzyzowac ci plany, skad ozesz miec pewnosc? Zawsze chodzi sie po wodzie i trzeba byc tego swiadomym.
I przyjac za normalne, ze to jest (co nie znaczy, ze tego chce!!), ze ludzie ja upadam, ze zawodze sie nasobie, na kims, ze sie myle, ze nie wytrzymuje cisnienia, ze brak odwagi, czy milosci, ze chce wszystkorzucic. Sa takie chwile i momenty. I maja prawo byc. Za kazdym razem odnajduje, ze mozna wierzyc glebiej.