A moze jednak jest troche tak, ze szuka sie najbardziej tej normalnosci i zwyklosci. Moze tez zalezy czego czlowiek posmakowal w zyciu. Ale zycie wlasnie takie jakie jest bez cudownych olsnien, genialnych mysli, wystrzalowych spraw , wyjattkowosci, cudownosci (lub traktujac te rzeczy wlasnie jako wyjatkowe takze w ilosci) jest wlasnie w porzadku i jest piekne, tyle ze moze w innym wymiarze, moze w takim wewnetrznym, bez ogolnoprzyjetych dowodow, dowodow dla innych chyba. Bo ja mysle, ze moje zycie jest piekne nawet jesli w ciagu jego trwania wyszlam na idiotke, tchorza, madrale, kogos kto sie boi, kogos kto nie potrafi, kogos kto nie wie, Wazne, zeby miec jakis kierunek, idealy moze i zeby wiedziec, ze czlowiek najwiecej to moze sie do nich zblizyc, ale nigdy je udawac, a i bedzie sie zdazac, ze nie bedzie go stac na pomyslenie o idealach. Moze najwazniejszym z idealow jest prawda, ktora czasem sobie sama podcina skrzydla gdy mowi, ze calej jej nikt nie zna. No bo jak ideal to nie na tym swiecie. to jak dazenie do nieskonczonosci. Ja potrzebuje cudownosci tego spokoju, piekna zyklego, nieciekawej rozmowy o zwyklej kromce chleba i bez nastawienia, ze trzeba te rozmowe szybko skonczyc dochodzac do konstruktywnych wnioskow albo ze trzeba ja przeciagac i dopisywac ideologie, nie bez zadnego nastawienia, po prostu zaczac skonczyc jak sie urwie i tyle przejsc dalej bez ustalania ramek i bez zakazywania ze moga sie pojawic.